,,Nie, nie dla wiedzy podróżujemy. Nie po to też podróżujemy, by na chwilę z codziennych trosk się wyrwać i o kłopotach zapomnieć [...] Nie, nie żądza wiedzy nas gna ani ochota ucieczki, ale ciekawość, a ciekawość jak się zdaje, jest osobnym popędem, do innych niesprowadzalnym.” Leszek Kołakowski — Mini wykłady o maxi sprawach

czwartek, 30 stycznia 2014

Poszerzając horyzonty.

Lubię się rozpisywać, czasem mam wrażenie, że bym mogła o konstrukcji klamki napisać książkę, grubą niczym encyklopedia. Jednak blog to nie książka, a blogerzy pomimo, że lubią odwiedzać inne blogi to znacznie preferują oglądanie zdjęć i obrazków niż czytanie treści, a przynajmniej znaczna większość blogerów. Czy to źle o nich świadczy? Nie, oczywiście, że nie. Ale to źle dla mnie, bo to znaczy, że z wszystkiego o czym bym chciała napisać powinnam się ograniczyć do tego co najistotniejsze aby nie zanudzić czytelnika. Sam ten wstęp zaczyna się robić długi, a przecież ja tylko chciałam napisać, że zapraszam Was na kolejna fotorelację z króciutkim opisem ^^

06.09.2013 był dla mnie strasznym dniem! Generalnie nie jestem leniuchem, ale tego poranka naprawdę bardzo, a to bardzo chciało mi się spać, a budziki już nieco po piątej rano zaczęły wyć. Pan S. o dziwo wstał bez problemu, nie to co ja. Pomimo zabranej kołdry próbowałam ukryć się pod prześcieradłem, aby móc pospać jeszcze chwilę. Niestety ostatecznie po 15 minutach zostałam postawiona do pionu i zmuszona pójść do łazienki. Czemu to wszystko? A bo na dziś dzień zaplanowaliśmy pojechać do Siófok, położonego nad pięknym i ogromnym jeziorem Balaton. Pewnie obiło się Wam o uszy coś o tym miejscu, a ten kto jeszcze przeglądał zdjęcia chociażby w przeglądarce google, od razu zrozumiał czemu tak bardzo chcieliśmy tam pojechać.
Oczywiście nie obeszłoby się bez problemów.
O 6:50 siedzieliśmy już w metro jadąc numerem 3 do stacji Deak Ferenc ter, tutaj musieliśmy rozgryźć co znaczy, że jeśli podroż jest ciągła to możesz jechać na jednym bilecie, okazało się, że po prostu jeśli nie opuścisz korytarzy metra to możesz się przesiąść na inną linię metra kontynuując podróż. Była to bardzo dobra wiadomość, bo to znaczyło, że zakupione do tej pory bilety wystarczą nam do końca naszej wyprawy i nie będziemy musieli kupować kolejnych, a przypominam, że bilet na jeden przejazd bez względu na wiek kosztuje 350 Ft czyli około 5 zł. Przesiedliśmy się więc na metro nr. 2 i dojechaliśmy do stacji Deli palyaudvar, gdzie mieściła się stacja kolejowa, skąd pociąg miał nas zabrać do Siófok.
Będąc jeszcze w Polsce, czytałam wszystkie informacje o pociągach i ulgach, ucieszył mnie fakt, że pociąg niepośpieszny z ulgą dla osób do 26 roku życia wynosił około 2200 Ft, widząc kolejki przy kasach i fakt, że około 8 odjeżdżał nasz pociąg postanowiliśmy kupić bilet w automacie, jednak zabrakło nam odpowiednich nominałów aby automat mógł wydać drugi bilet, udaliśmy się do kas po drugi, kupiliśmy go i się zaczął cyrk, jeden bilet był droższy drugi tańszy, oczywiście ten droższy był kupiony przy kasie, poszliśmy do informacji to wyjaśnić, tam niestety zdolności językowe Węgrów zawiodły i nie rozumieliśmy o co im chodzi, cały czas mówili, że ten tani jest zły, pytając czemu odpowiadali (czy raczej pokazywali -migowy to dobry język), że to bilet na godzinę 10:20, stwierdziliśmy, że "dobrze możemy jechać o 10" ale wtedy dalej było, że nie, że ten bilet jest zły i musimy go wymienić. Ostatecznie przystaliśmy na to, ale nagle znaleźliśmy się w kropce bo okazało się ze przez droższe bilety nie starczy nam kasy na bilety powrotne. Musieliśmy naleźć kantor, po pierwsze w obawie, że w Siófok nie będzie kantorów, a po drugie, że jak będą, to będą miały o wiele gorszy kurs. Po przejściu połowy tamtejszej okolicy, najszybciej otwierany kantor był w centrum handlowym, o godzinie 10 było otwarcie. Czekaliśmy, nic innego nam nie zostało. W końcu wybiła 10, Pani przyszła, leniwie otworzyła kantor, weszła za ladę, zrobiła kawę, poszła gdzieś jeszcze i w końcu otworzyła okienko, 10:05 mieliśmy rozmienioną kasę, ale teraz kwestia dobiegnięcia na pociąg. Biegliśmy, dosłownie. Oczywiście ostatecznie wszystko się udało.
Dojechaliśmy na miejsce, minęło trochę czasu zanim znaleźliśmy plaże które nie należały do hoteli i nie były ogrodzone płotem. Było już nieco zimno (wrzesień jest ciepły, ale nie na tyle aby nagrzać wodę do wyższych temperatur), przez co ja weszłam do wody tylko w celu zrobienia kilku zdjęć, Pan S. jako odważniejszy przepłynął się kawałek, jednak musiał odejść naprawdę daleko, bo woda była strasznie płytka. Po zjedzeniu późnego śniadania i kąpieli w wodach Balatonu, poszliśmy na spacer wzdłuż brzegu. Było ciepło ale nad samym jeziorem dość mocno wiało. Potem oczywiście zwiedziliśmy całą miejscowość Siófok i około 16 udaliśmy się na pociąg powrotny do Budapesztu. podróż powrotna trwała długo, około 3 godziny samej jazdy pociągiem, a potem jeszcze przesiadki w metrach. pomimo wszystkich problemów... było warto!
P.S. W Siófok jest naprawdę dużo polaków.
A teraz już zapraszam na zdjęcia ^^

Stylowy pan z lupką, czy raczej ogromną lupą!




Pan S dość daleko, z wodą sięgającą pod kolana.



niedziela, 26 stycznia 2014

Czy dojdę do końca?

Ostatni post pojawił się milion lat temu, czemu? A bo musiałam zawiesić wszelką przyjemność blogową, ze względu an pisanie pracy inżynierskiej a następnie ze względu na jej obronę. Ale teraz już z uśmiechem na twarzy, zrelaksowana z herbatką w ręku pragnę powiedzieć, że od 3 dni jestem inżynierem mechaniki i budowy maszyn. W końcu jedno piekło się skończyło, teraz magister...
Luty będzie miesiącem zmian, mam nadzieję, że wszystko mi się uda ale o tym będę Was informować jeśli się powiedzie :)
Niebawem na blogu wprowadzę chyba kilka kosmetycznych zmian, ale tutaj też lepiej nic nie obiecuję.
Ale najpierw bym chciała dokończyć moją podróż z Budapesztu, bo jak sam tytuł posta wskazuje, zaczynam wątpić w to czy kiedykolwiek dobrnę do końca tej historii.

Nie przedłużam dłużej i zapraszam na krótkie opisy i wspaniała podróż fotograficzną.

Następnego dnia czyli 05.0.2013 wybraliśmy się w to samo miejsce czyli okolice zoo i lunaparku, tym razem w celu kąpieli w łaźniach termalnych. Kupiliśmy bilety za 4100 Forintów od osoby na cały dzień, nie mieliśmy tam zamiaru spędzić całego dnia, ale tak wychodziło taniej niż bilety godzinowe. Dostaliśmy zegarki  jak w aquaparku i udaliśmy się do przebieralni, damskie na lewo męskie na prawo. Pogoda była wspaniała chociaż powiewał zimny wiatr, i jak dla mnie takiej chudzinki, było za zimno w stroju kąpielowym, dlatego od razu skierowałam się z S w kierunku basenów. Obawiałam się, że temperatura będzie za niska i nie wytrzymam tam dłużej niż kilka minut, ale okazało się bajecznie, jeden basen miał temp. 26 stopni drugi 36 stopni. Dosłownie jak się weszło to nie chciało się opuszczać tego miejsca. Po za basenami na zewnątrz były też baseny kryte, które miały różne temperatury od tych wynoszących 10 stopni gdzie ja zamarzałam, po takie, w których rozpuszczało się w wodzie. Dodatkowo w basenach były różne stężenia pierwiastków, dzięki czemu miały właściwości lecznicze, powiem Wam, że w niektórych miejscach zapach pierwiastków był nie do zniesienia. Był taki mdły. Wymoczyliśmy się tam przez jakieś 3-4 godziny i postanowiliśmy dalej ruszać w naszą wyprawę, na dziś dzień zostawiliśmy sobie spokojne zwiedzanie uliczek miasta i nie mam zdjęć to uwieczniających bo budynki jak budynki. Na koniec możecie zobaczyć zdjęcie wspaniałej buły, która jedliśmy co kolacje, była wspaniała pod względem smakowym, cenowym, wyglądu i świeżości, zawsze była dopiero wykładana z tac, a więc ciepła <3











Tak, dziś krótko, ale za to ciepło i miło, zwłaszcza kiedy za oknem tak mroźno. Do opisania zostały dwa ostatnie dni, a następnie zrobię podsumowanie wyprawy. Na koniec powiem tylko tyle, że jeśli będziecie w Budapeszcie to nigdy ale to przenigdy nie omijajcie łaźni termalnych tego trzeba spróbować! Pozdrawiam:)