,,Nie, nie dla wiedzy podróżujemy. Nie po to też podróżujemy, by na chwilę z codziennych trosk się wyrwać i o kłopotach zapomnieć [...] Nie, nie żądza wiedzy nas gna ani ochota ucieczki, ale ciekawość, a ciekawość jak się zdaje, jest osobnym popędem, do innych niesprowadzalnym.” Leszek Kołakowski — Mini wykłady o maxi sprawach

czwartek, 26 września 2013

Budapeszcie nadchodzę!

Lubię pisać, a zwłaszcza opisywać, jednak wiem, że ludzie też nie przepadają za zbyt długimi opisami, dlatego naprawdę starałam się aby ten tekst był przyjemny dla każdego. Zawarłam w nim opisy, które zadowoliły moją osobę, ale i napisałam to na tyle zwięźle aby czytanie nie kojarzyło Wam się z opisami niczym wyciągniętymi z „Pana Tadeusza”, bo kto czytał ten na pewno pamięta żmudne i długaśne opisy chociażby grzybobrania!
Cały tekst podzieliłam na dni, bo w innym wypadku ten post by był stanowczo za długi. Miłego czytania :)
Wybiła trzecia rano, mój budzik rozryczał się na dobre, lekko zaspana uciszyłam go, usiadłam na łóżku i rozejrzałam się po pokoju, panował półmrok. Spojrzałam na moją walizkę, która, miałam nadzieję, nie przekroczyła wagi 10 kg. Nagle poczułam przypływ energii i ekscytacje, to już dzisiaj! Jadę do Budapesztu, nie, nie jadę, lecę! Podróż była tym bardziej ekscytująca, że po pierwsze nigdy nie leciałam samolotem, a po drugie był to mój pierwszy wyjazd od naprawdę długiego czasu. Ale jak do tego doszło czemu Budapeszt? Otóż, bardzo upierałam się na wyjazd, mój chłopak też chciał jechać ale nic nie mógł mi zagwarantować, ze względu na zapchane wakacje. Okazało się, że jedyny wolny termin to początek września, było stosunkowo późno na przebieranie w tanich lotach. Usiedliśmy z mapą w ręku i zaczęliśmy stawiać krzyżyki na krajach, które odpadły. USA krzyżyk, Azja krzyżyk, Rosja krzyżyk, Francja, tanie loty już dawno odleciały w niepamięć, a więc krzyżyk, Anglia, znowu za drogo jak na nasze studenckie możliwości, krzyżyk. Postanowiliśmy podejść do tego od drugiej strony, weszliśmy na dwie, wszystkim dobrze znane, strony tanich lotów wizzair i ryanair. Loty z Gdańska, drogo, drogo, drogo, zimno, nie chcę, drogo, drogo. To może loty z Wawy, drogo, zimno, drogo, nie, Węgry… Lot w jedną stronę 59 zł., w powrotną 59zł., proszę państwa mamy zwycięzcę! Po kilku kolejnych kliknięciach znaleźliśmy hostel, 25 euro za pokój dla dwóch osób, bierzemy! I tak oto naszym miejscem spania stał się Jade House!
Tak więc siedziałam na łóżku z wizją tego co za kilka godzin zobaczę, wtedy jeszcze nie wiedziałam, że zanim tam dojedziemy, Polskie widzimisię nas zaskoczy. Przygotowałam się, sprawdziłam czy mam bilety na lot i czy na pewno wzięłam pieniądze. Wszystko było, teraz pozostało poczekać na taxi. Początkowo chciałam zrobić sobie poranny 30 minutowy spacerek na peron ale po burzliwej dyskusji z siostrą, chłopakiem, bratem, mamą , tatą, psem, prezydentem i papieżem, zostałam zmuszona do zamówienia taxi, które miało mnie bezpiecznie dowieść na peron, normalnie bym pojechała autobusem niestety pociąg odjeżdżał o 4:51 a pierwszy autobus ruszał około 5 rano. Taxi podjechało pod dom, wsiadłam. Poproszę na dworzec główny.  Droga była śliska, a gdy kierowca na większym łuku wpadł w lekki poślizg, zaczęłam się modlić abym dojechała na peron. Udało się, pozostało poczekać na pociąg po 15 min. przyjechał. Klasa druga, nowsza, 6 miejsc w przedziale, podłokietniki, miejsce na kubek, miło ciepło, kierunek Warszawa Zachodnia. Po 5 godzinach byliśmy na miejscu, lot mieliśmy o 14:35, więc było troszkę czasu. Poszliśmy na śniadanie do pobliskiego centrum handlowego.  Około 11:30 postanowiliśmy wrócić na dworzec aby metrem dojechać na lotnisko. Najpierw był problem z zakupem biletów, nie wiedzieliśmy jakie bilety powinniśmy kupić.  W pierwszym okienku zostaliśmy odesłani do innych, w końcu zobaczyłam na automacie napis, świadczący o tym, że sprzedaje bilety na busy, skm, tramwaje i metro nie było podziału, bilet na jeden przejazd kilk, wybrać strefę, na naszych twarzach pojawiły się znaki zapytania, spytaliśmy kilku ludzi w koło jaki bilet mamy kupić aby dojechać na lotnisko, nikt nie wiedział, która strefa jest dobra, ponownie poszliśmy do okienka. Strefa 1, do automatu, bilety kupione, teraz znaleźć peron z którego odjedzie nasza skm’ka S2, zero informacji, pierwszy peron, spytaliśmy kobiety, nie to nie tu, ale nie wie gdzie, drugi peron, dużo ludzi z walizkami, to dobry znak, kolejne zapytanie, i udało się to tutaj. Skm’ka przyjechała po kilku minutach. Cieszyłam się, że to ostatnia prosta na lotnisko, ale chyba moja radość była przedwczesna, po zajęciu miejsca usłyszeliśmy informacje, że S2 nie dojedzie do lotniska ze względu na remonty i trzeba się przesiąść na bus, który jest kontynuacją S2. Wierciłam się jak smród w gaciach. Denerwował mnie fakt, że na stronie gdzie sprawdzaliśmy czym dojechać na lotnisko nie było żadnej informacji o panujących remontach. Na szybie skm’ki wisiała kartka informująca o zastępczym autobusie i czasie remontu. Wysiedliśmy na ostatnim przystanku i liczyliśmy na znak „do przystanku tędy”, niestety po raz kolejny się przeliczyliśmy, po krążeniu i zapytaniu kilku osób, które nie potrafiły nam pomóc, mój chłopak intuicyjnie doszedł na przystanek. Byliśmy trochę spóźnieni, chcieliśmy być wcześniej, bo nie znaliśmy tego lotniska i nie wiedzieliśmy ile czasu zajmie nam szukanie wszystkiego. Na szczęście tym razem nasze obawy były zbyt wielkie i pomimo spóźnienia dotarliśmy i tak na tyle wcześnie, że zdążyliśmy wszystko obejrzeć i dopiero na tablicy przy naszym locie wyświetliła się odprawa. Moja walizka ważyła około 7 kg. Teraz czekał mnie tylko lot. Było po trzynastej, mieliśmy jeszcze dużo czasu, w końcu zaczęli wpuszczać na pokład… autobusu, którym dojechaliśmy do samolotu.


Zobaczyliśmy nasz samolot przewoźnika ryanair. Niewielki, ale wystarczająco duży aby pomieścić wszystkich pasażerów. Siedziałam koło okna, a cały lot okazał się całkiem przyjemny, niestety przez wietrzna pogodę mieliśmy małe turbulencje i cały czas musieliśmy mieć zapięte pasy. Pod koniec pilot tak bujał góra dół góra dół że mnie odrobinę zemdliło, ale o wszystkim zapomniałam kiedy stanęłam na ziemi. Pogoda była piękna w przeciwieństwie do mroźnych wiatrów i zachmurzenia panującego w Polsce. Kupiliśmy bilety na jeden przejazd, które kosztują tam 350 forintów za osobę, czyli w zależności od kursu około 5 zł.. Tak bilety to był stanowczo nasz największy wydatek. Jechaliśmy autobusem 200E na ostatni przystanek. Wysiedliśmy przy dużym centrum handlowym, postanowiliśmy pojechać do IKEI na klopsy aby zjeść obiad. Nie chcieliśmy jechać do centrum miasta bo mieliśmy na to stanowczo za mało czasu. Było już po 16, a my byliśmy padnięci.

Pojechaliśmy do IKEI i tam przekonaliśmy się, że każdy potencjalny klient jest złodziejem, dwóch ochroniarzy kazało nam otworzyć plecaki, do tego żaden z nich nie umiał mówić po angielsku a jedynie przytakiwali na to co my mówiliśmy, no i klopsy na Węgrzech są milion razy gorsze niż te w Polsce, w dodatku zamiast pysznej żurawiny dostaliśmy bardzo słodki i mało smaczny dżem. Potem poszliśmy kupić coś na śniadanie i pomimo naszych wszelkich starań, w hostelu wylądowaliśmy około 22. Hostel był niewielki, łącznie może było tam 7 pokoi, ale standard był bardzo dobry, czysto, dwie ogólnodostępne łazienki, w pokoju standard, dwa łóżka, stolik z krzesłami i tv. Byłam tak zmęczona, że nawet nie miałam ochoty jeść kolacji, umyłam się, trochę rozpakowałam, zaplanowaliśmy wyprawę na następny dzień i zasnęliśmy jak kamień. Gotowi aby następnego dnia wstać z samego ranka i udać się na podbój Budapesztu!
Zdjęć jest niewiele, bo pierwszego dnia jak już wspomniałam nie zwiedzaliśmy, ale już jutro przygotujcie się na większą dawkę zdjęć, a mniejszą tekstu:)

3 komentarze:

  1. Ah no co poradzisz. To tylko Polska. W Portugalii myśleliśmy że nie zdążymy na wcześniejszy pociąg i kupiliśmy bilety na późniejszy. Jednak po dojechaniu na stację, gdzie mieliśmy przesiadkę okazało się że mamy jeszcze 4 minuty do tego wcześniejszego. Wszystko było załatwione w mniej niż 2 minuty (zmiany rezerwacji etc) i pojechaliśmy wcześniejszym. W Polsce nawet nie zadawałabym sobie trudu i grzecznie czekała na nastepny bo sama procedura zajęłaby pewnie kilkanaście(dziesiąt) minut. I znając życie musiałabym jeszcze dopłacać. POLSKA.

    realizuj.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Chyba teraz codziennie będę odwiedzać Twojego bloga w oczekiwaniu na opisy Budapesztu!
    Ok, to teraz muszę przypomnieć sobie, jakie pytania zrodziły mi się w głowie podczas czytania tekstu... xd
    Czy walizka, o której wspominasz, to bagaż podręczny? Bo wiem, że jakoś za dodatkowy bagaż się płaci.
    Klopsiki w Ikei? Ja tam zawsze jadam hot-dogi, klopsików nigdy nie próbowałam xD Ale teraz wiem, że na Węgrzech nie warto próbować. :)
    No właśnie wydaje mi się, że okropną wadą tych tanich lotów jest to, że trzeba dojeżdżać, bo lotnisko tak właściwie znajduje się kilkadziesiąt kilometrów od miasta, które jest naszym celem. A dojazdy są drogie :/
    Te przygody w Warszawie to miałaś niezłe, ja bym tam już pewnie płakała, przede wszystkim ze strachu, że nie zdążę na samolot!
    Jeśli chodzi o tanie loty to korzystam z fru.pl, on porównuje wielu różnych przewoźników, polecam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak to był bagaż podręczny dlatego bałam się o jego wagę bo nie mogła przekroczyć 10 kg. I bardzo polecam spróbować klopsików z Ikei z żurawiną, są pyszne! Niestety hostel tez mieliśmy kawałek od miasta wiec się wydaliśmy na te bilety:)
      Dzięki za polecenie strony, na pewno ją przetestuję!

      Usuń